Łapcia |
Wysłany: Śro 21:28, 03 Gru 2008 Temat postu: Harry Potter i Zaginiona Choinka |
|
Nie będzie mnie jutro, w piątek i w sobotę, więc tekst na mikołajki daję już dziś.
Typ: Parodia Pottera
Jakże dobrze nam znany, pokój wspólny Gryffindoru.
Harry Potter spał sobie w najlepsze, pochrapując cicho i chyba nie zwracając uwagi na powszechne zamieszanie panujące w pokoju wspólnym Gryfonów.
Profesor Mcgonagall od dobrych paru minut siedziała w czerwonym fotelu i patrzyła się nieobecnym wzrokiem w ogień.
- Gdzie choinka? – Zapytała po raz setny.
Gryfoni stali niepewnie na środku pokoju, nie do końca wiedząc, co mają odpowiedzieć.
- Cóż… Jakby to wyjaśnić… - zaczęła Hermiona, pragnąc zdobyć odznakę „Superwomen”. – Choinkę… wcięło.
Właśnie dekorowali pokój wspólny, w którym latały już zaczarowane talerzyki Weasleyów, śpiewające dosyć nieodpowiednie kolędy.
Na słowa Hermiony, profesor Mcgonagall wstała wzburzona i omiotła spojrzeniem cały Gryffindor.
- Wezwijcie mi tu agenta 007, migiem. – Rozkazała, patrząc na rudowłosego Weasleya.
Ron pobiegł sprintem na górę, w stronę dormitorium Harry’ego.
- Harry! Harry! Sytuacja awaryjna! – Krzyczał i walił pięściami w drzwi.
Odpowiedziało mu chrapanie.
Chłopak warknął z irytacją.
- Alohomora - wymamrotał i nacisnął klamkę. Zdziwiony stwierdził, iż drzwi od początku były otwarte.
- Wstawaj, wstawaj, Harry. Nie czas i pora na drzemkę. – Powtarzał niczym mantrę.
Potter otworzył leniwie oczy i mruknął coś, przekręcając się na drugi bok.
Ron już porządnie zdenerwowany zepchnął Harry’ego z łóżka. Czarnowłosy chłopak zareagował instynktownie, zrywając się z podłogi, chwytając różdżkę i celując nią prosto w serce przyjaciela. Pewnie pomylił go z Voldemortem, chociaż Tom chyba nie ma rudych włosów… Właściwie on takowych w ogóle nie ma.
- Ale że…? Ale że co? – Zapytał nieprzytomnie.
- Na żółte gatki Merlina. 007, zgłoś się. Jest sprawa! – Krzyknął Weasley prosto w ucho Harry’ego.
- Noo? – Mruknął Potter, łapiąc się za ucho.
- Choinka zniknęła! – Powiedział Ron, stwierdzając, że będzie „walił z grubej rury”. To był błąd.
To chyba był zbyt duży szok dla chłopaka, bo patrzył się chwilę z niedowierzaniem na przyjaciela, a później runął na podłogę, mdlejąc po prostu.
- Super – mruknął rudowłosy i chwycił Harry’ego w pasie, wychodząc z pomieszczenia i uginając się pod nieznacznym ciężarem Pottera.
Kiedy w końcu wszedł do pokoju wspólnego, profesor Mcgonagall zaczęła mówić z przejęciem.
- No wreszcie. Weasley, czy ty jesteś ślimakiem? Nie? To może mam cię w niego zmienić? Co kręcisz gło… - widząc nieprzytomnego Harry’ego przerwała. – Co tam się stało?!
- Chyba zemdlał… - powiedziała Ginny.
- A może zasnął? – Zapytała Lavender.
- Lub umarł? – Dodała Padma.
- Nie umarł, a zdechł – poprawił ją Fred.
Tłum Gryfonów zafalował, gdy zaczęli między sobą szeptać.
- Cisza – zarządziła nauczycielka.
Nagle Harry podniósł głowę i rozejrzał się.
- Co? Co? Choinka? Nie ma? Święta… - zaczął mamrotać coś bezwiednie.
Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć Potterowi, z trudem przeciskając się przez obraz do pokoju wkroczył Hagrid.
- Szukałem drzewa, pani psor – zameldował. – W Zakazanym Lesie nie ma. Byłem nawet u Dumbledore’a. Cholibka, bez choinki nie będzie świąt. A jeszcze jak się dowie o tym psor Snape… Wszystko opowie ślizgonom. – Pokręcił głową. Nagle zauważył Harry’ego, leżącego na kanapie na wznak zmęczenia. – O, jest nasz Wybraniec! No, to się zaraz choinka odnajdzie. A w tym lesie to odwiedziłem Aragoga. Tęskni za wami, cholibka. Musicie kiedyś do niego zajrzeć.
- Dobrze, dobrze, Rubeusie. Dziękuję, że poszukałeś – ucięła profesor Mcgonagall.
„Istny słowotok” – pomyślała zażenowana.
Po chwili odwróciła się do Harry’ego.
- Potter, musisz odszukać choinkę! Przecież bez niej nie będzie świąt. Tym razem Gryffindor miał za nią odpowiadać, a jeśli jej nie będzie to… to… to koniec! – Zakończyła dramatycznie.
Harry westchnął.
- Będzie mi potrzebna lupa, strój Bonda i mapa Huncwotów. Ron, Hermiona, przyda mi się wasza pomoc.
Gabinet na szczycie wieży, do której można dostać się jedynie poprzez klapę w podłodze.
Harry prawie nie oddychał przez dym wypełniający pomieszczenie. Profesor Trelawney wpatrywała się w swoją kulę, przez co miała jeszcze większe oczy. Ron i Hermiona stwierdzili, iż oni poczekają przed gabinetem. Tak, Potter zawsze mógł polegać na swoich przyjaciołach.
- Pani profesor? – Zapytał niepewnie, jakby bojąc się, że nauczycielka zaraz skoczy na niego z łopatą w ręku.
Kobieta popatrzyła na Harry’ego nieprzytomnie.
- A ty jeszcze tu?
- No… Tak. Bo miała mi pani powiedzieć, gdzie mógłbym znaleźć choinkę. – Mruknął, przeklinając w myślach własną głupotę. Dał się zaciągnąć tej wariatce, która wmawiała mu przez całą drogę do wieży, że ona zna miejsce położenia tego przeklętego drzewa.
„Jakby nie można było ściąć nowego. Nie, bo ta choinka jest oczywiście wyjątkowa”.
- Ach, ach, wybacz. – Powiedziała z roztargnieniem. – Jednak zobaczyłam w szklanej kuli coś przerażającego. Przykro mi to mówić, ale…
- Przewidziała pani moją śmierć?
- Och, mówiłam Potter, że masz zadatki na wróżbitę! – Wykrzyknęła triumfalnie.
„Jak mówisz mi to, co każdą lekcję…”.
- Szkoda tylko, że nie pożyjesz długo – powiedziała ze smutkiem.
- Ta… To rzeczywiście szkoda. To ja już… pójdę. Do widzenia, pani profesor.
Po tych słowach wyszedł z gabinetu, ale wróżbitka chyba tego nie zauważyła.
- I jak było? – Zapytała od razu Hermiona.
Harry westchnął.
- Dowiedziałem się tylko, że niedługo mam umrzeć.
Ron parsknął śmiechem.
- A co? Przygniecie cię choinka?
- Czy ona nie może na odmianę przepowiedzieć, że to Voldemort zdechnie? – Warknął Potter.
Ron i Hermiona na chwilę wstrzymali oddech, słysząc to słowo.
- Czy nie możesz mówić Sam-Wiesz-Kto? – Pisnął błagalnie chłopak.
- Nie.
- To gdzie teraz pójdziemy? – Zapytała Hermiona, chcąc zapobiec kolejnej kłótnie.
- Do lochów zła. – Mruknął Wybraniec bez entuzjazmu.
- Oszalałeś? Po co idziesz do Snape'a? I to dobrowolnie? Harry, jesteś chory? – Jęknął Ron.
Hermiona popatrzyła się na niego jak na zdechłego karalucha.
- Harry ma rację. Trzeba… Właściwie to, po co do niego idziemy?
- Muszę ukraść trochę eliksiru wielosokowego.
- Super. – Skwitował załamany Weasley.
Lochy.
Harry, Hermiona i Ron stali na palcach przy półce z eliksirami, a za ich plecami profesor Snape kreślił coś zawzięcie. Zapewne sprawdzał ich prace domowe na całe dwie rolki pergaminu. Oczywiście sławne Trio było w pelerynie niewidce, bo nie byli aż tacy głupi, by jej nie założyć.
- Szybciej – syknął Harry na ucho przyjaciołom. Nie mieli dużo czasu, już jutro były mikołajki, a dochodziła osiemnasta.
Wreszcie Hermiona stwierdziła, iż użyje zaklęcia.
- Accio eliksir wielosokowy - wyszeptała.
Buteleczka z eliksirem wleciała prosto w jej ręce.
- Idziemy – mruknął Ron.
Jednak idąc nadepnęli przypadkiem na pelerynę, a ta zsunęła im się z głów.
- My to zawsze mamy szczęście – zdążył zauważyć Harry, bo zaraz po tym rozległ się głos profesora Snape'a.
- Potter! Granger! Weasley! Stać! – Wrzasnął.
„Ale on musi mieć struny głosowe” – pomyślał Wybraniec, uciekając razem z przyjaciółmi przed nauczycielem.
Cudem znaleźli tajemne przejście i zgubili mistrza eliksirów.
- Nigdy więcej – wydyszał Ron.
Koło chatki Hagrida.
- Wyjaśnisz w końcu, po co nam eliksir? – Zapytała ze złością Hermiona.
Harry pokiwał głową.
- Więc…
- Nie zaczyna się zdania od „więc” – pouczyła go dziewczyna.
Potter spojrzał na nią zirytowany.
- Mam wyjaśniać czy nie?
- No tak, tak – opowiedział za Hermionę Łukasz.
- Ponieważ nie możemy wchodzić do Zakazanego Lasu…
Czarodziejka popatrzyła na Harry’ego ze zdziwieniem.
- Po sześciu latach wreszcie się tego nauczyłeś! Gratuluję.
Wybraniec udał, że nic nie usłyszał.
- Wypiję eliksir z włosem Hagrida, zmienię się w niego i zetnę w lesie choinkę. – Wyjaśnił.
- Ale… ale… Po co nam choinka?
Harry’emu opadły ramiona.
- Bo nasza się gdzieś zapodziała.
- Harry! Przecież potrzebna nam hogwardzka choinka! – Krzyknęła Hermiona.
- Uwierz mi, ona niczym się nie różni od stu innych w Zakazanym Lesie. – Zakończył spór i po chwili dodał. – To co? Macie włos Hagrida?
Ron podał Potterowi brązowy włos, a Harry włożył go do fiolki z eliksirem.
- Na zdrowie. – Mruknął niepewnie i wypił.
Z powodu drastycznych opisów zmiany chłopaka w Hagrida, prosi się czytelnika o słabych nerwach o pominięcie tego wątku.
Potter poczuł znajomy, ostry, piekący ból. Zgiął się w pół, oczekując fali mdłości, który jednak nie nadeszły. Wnętrzności skręciły mu się, jakby połknął dwa żywe węże. Zaraz po tym coś strasznego zwaliło go na kolana, jak gdyby jego skóra roztopiła się niczym wosk. Ramiona zaczęły się poszerzać, palce grubnąć i zwiększać. Sam Harry zrobił się o kilka metrów większy, jego szata pękła z trzaskiem na piersiach, które wydęły się jak beczka. Poczuł także ogromny ból w stopach, które tkwiły w butach co najmniej o dziesięć rozmiarów za małych. I tak nagle jak się wszystko zaczęło, wszystko ustało.*
*Opis wzorowany na opisie Rowling(„Harry Potter i Komnata Tajemnic” str. 229).
Koniec drastycznych scen. Tak wiem, były przerażające.
- Jak wyglądam? – Zapytał, oddychając ciężko.
Ron i Hermiona popatrzyli na siebie.
- Yyy, nie chcesz wiedzieć. – Mruknęli. – To idź, my poczekamy.
- A ubran… - nie zdążył dokończyć, bo rudowłosy mu przeszkodził.
- A skąd mamy je wytrzasnąć?
Harry stwierdził, że przyjaciel ma rację. Wzruszył wielkimi ramionami i wszedł do lasu.
„Mam różdżkę, jestem wielki, bo piję mleko, nic mi się nie stanie… Reklamy nie mogą kłamać…”.
Godzinę później. Wielka Sala.
- Brawo! Brawo! – Krzyczeli Gryfoni, niosąc na rękach Harry’ego, który był już w normalnej postaci. Profesor Mcgonagall była zachwycona jego postawą. I nikt się nie zorientował, że choinka, która stała przyozdobiona w Wielkiej Sali, nie jest tą „hogwardzką”.
- A teraz śpiewamy kolędę! – Wykrzyknął Dumbledore.
Chcąc, nie chcąc uczniowie zaczęli śpiewać.
- Wizards and teachers,
Broomsticks and charms.
It’s our school, all that we love!
In our school,
We’re very happy,
When Ginny sings “High School Musical” everywhere.
In our school, we can Jubilate,
And sing “Jingle Bells”!
Yeah, than everyone!
Than, everybody!
Yeah, Than sing along!
Dashing throw the snow,
By the broomstick with a bow.
Over fields we go,
Charming everywhere!
Bells on bobtail rings,
Making spirits high.
Oh, what fun it is to sing,
when Hedwiga's fling over us!
Oh, Jingle Bells!
Jingle Bells!
Jingle all the magic way!
O what fun it is to ride in broomstick with a bow!
Wow! Jingle Bells, Jingle Bells!
Jingle all the magic way!
Oh, what fun it is to sing,
When Hedwiga’s' biting us!
“Jak ja lubię szczęśliwe zakończenia…” – pomyślał Harry.
Nagle do Wielkiej Sali wpadł Filch z… choinką pod pachą.
- Panie profesorze – zwrócił się do Dumbledore’a – znalazłem naszą choinkę! Była w schowku na miotły.
Wszyscy odwrócili się w stronę Wybrańca, Hermiony i Rona.
- Co to ma znaczyć? – Zapytała groźnie opiekunka Gryffindoru, po chwili wskazała ręką na przystrojoną choinkę z Zakazanego Lasu. – Co to za drzewo?!
- Czas wiać – szepnął Harry.
Trójka przyjaciół puściła się biegiem przez Wielką Salę i znikła za drzwiami.
Mikołajkowy
The End.
Życzę wszystkim dużo szczęścia, radości i czego tam sobie chcecie. Tylko pamiętajcie – jeśli czegoś szukacie, zacznijcie poszukiwania od schowka na miotły. |
|